O chytrym rybaku Trzęsaczu to kolejna legenda z cyklu Pomorskie Legendy jakie zamieszczamy regularnie na naszej stronie.
Kościół w Trzęsaczu stał pośrodku wioski oddalonej od morza o 1800 m. Dzisiaj pozostał tylko fragment kościoła, który gdyby nie był odpowiednio zabezpieczony zniknął by już dawno w głębinach Bałtyku. Czy klątwa wypełni się do końca? Czy morze pochłonie cały Trzęsacz?
Legenda o chytrym rybaku Trzęsaczu
Dawno, dawno temu w nadmorskiej osadzie mieszkał rybak Olbracht. Wielki i mocarny był z niego chłop, toteż nigdy nie miał problemu z wyciąganiem sieci pełnej ryb, którą zwykli rybacy wyciągali we dwóch. Pływał więc sam, dzięki czemu złowionych ryb wystarczyło na wyżywienie żony, gromadki dzieci i zostawało jeszcze na sprzedaż. Nosił je Olbracht na targ do dalekiego Trzebiatowa, a uzyskane dukaty odkładał.
Pęczniała jego sakiewka, kupił więc spory kawałek ziemi, by na niej gospodarzyć. Nie zamierzał jednak rezygnować z dotychczasowych dochodów; najął do połowu ryb kilku biednych rybaków, których zmuszał do wypłynięcia w morze nawet mimo złej pogody. Sam zaś gospodarzył na swojej ziemi odległej od morskiego brzegu o kilka wiorst. Gdy strudzeni rybacy wracali z połowu, a ryb było niewiele, rugał ich na wszelkie sposoby i nieraz chłostał batem, który zawsze nosił w cholewie buta. Im bardziej stawał się bogaty, tym bardziej skąpił żonie i dzieciom, tym bardziej stawał się okrutny dla pracowników, parobków i rybaków.
Siły i energii było w nim tyle, że w złości potrafił podnieść rybaka i miotać i trząść nim w szale złości za nieudany połów. Toteż rybacy, parobkowie i ich rodziny coraz częściej nazywali Olbrachta Trzęsaczem.
Pewnego jesiennego dnia wiało mocno, ciężkie, ołowiane chmury zwiastujące niepogodę, przetaczały się po niebie. Słońce dopiero nieśmiało wychylało swoją tarczę zza horyzontu, gdy zatrudnieni przez Olbrachta rybacy stali przed jego domem, czekając z nadzieją, że ten nie każe im dziś wypływać na połów. Jakże srodze zawiedli się, gdy gospodarz swym zwyczajem chwycił jednego z nich za gardło, podniósł do góry i trzęsąc wrzeszczał - jazda na morze i bez ryb nie wracać!
Cóż było robić. Powędrowali na odległy od osady o 2 km brzeg, zepchnęli łodzie na wzburzone morze i powiosłowali.
Tymczasem sztorm rozszalał się na dobre. Próżno rodziny wyczekiwały na powrót łodzi z rybakami. Pochłonęło je rozszalałe morze. Rozpacz owdowiałych kobiet była tak wielka, że przeklęły one Olbrachta Trzęsacza wzywając niebiosa i morze, by pochłonęły go razem z jego dobytkiem za jego chciwość i brak miłosierdzia. Od tej pory Olbracht, jakby w obawie przed spełnieniem klątwy nie wypływał w morze, by nie kusić losu. Gospodarzył na kupionej wcześniej ziemi.
Jako że krzywda nie została naprawiona, a klątwa cofnięta, co roku morze szalejąc w sztormowe dni kąsa falami wysoki brzeg, coraz bardziej zbliżając się do posiadłości Olbrachta zwanego Trzęsaczem. I tak będzie do dnia, kiedy wypełni się klątwa, do dnia, w którym wszystkie dawne posiadłości Trzęsacza pochłonie morze!
Anastazjusz Tybuszewski
Więcej legend o Pomorzu, syrenach, o Ustce i okolicznych miejscowościach znajdziecie w dziale Legendy.