Rycerz spod Ustki, któremu obcięto głowę w Sławnie
Z woli księcia pomorskiego Eryka II wsią Zimowiska zarządzał rycerz Winterfeld. Nie był właścicielem, lecz lennikiem i niezbyt interesował się stanem powierzonej mu gospodarki. Hulał po okolicznych dworach.
Tymczasem pracujący w majątku chłopi cierpieli niesamowitą biedę i głód z powodu nieurodzaju. Również zaraza, która przeszła śmiertelną falą przez Pomorze zdziesiątkowała wieś. Zaniepokojony książę Eryk II w roku 1458 odebrał Winterfeldowi połowę wsi i połowę ziemi należącej do majątku Zimowisko i oddał jako lenno mieszkańcom Słupska.
Był to dla rycerza Winterfelda taki dyshonor, że przestał bywać na dworach ziemiaństwa, zaszył się w Zimowiskach, zatopił w rozmyślaniach o niedawnych wyprawach, o stoczonych u boku księcia bitwach i o krzywdzie, jakiej jego zdaniem doznał.
Tymczasem jego syn Borhard roznoszony młodzieńczą energią uganiał się konno za zwierzyną, zaglądał do gospody stojącej na skraju wioski, do młyna, gdzie chłopi mielili zboże na chleb.
Ciągnęło go do ludzi. Nie utrzymywał jednak zażyłych kontaktów z ziemiaństwem z okolicznych wiosek. Czuł się gorszy, poniżony, zhańbiony książęcą decyzją.
Coraz częściej więc zaglądał do młyna, gdzie pod okiem starego Johana dorastał młody młynarczyk Gerard. Silny był to chłopak, dźwigał po dwa worki zboża na jednym ramieniu, jakby to były pióra nie ziarno. Zaprzyjaźnił się więc młody Borhard Winterfeld z młynarczykiem Gerardem, z którym często wyprawiali się na polowanie, lub ot tak, by popatrzeć na trakt wiodący do Ustki, na wozy zaprzężone w woły wiozące beczki solonych śledzi do Słupska lub białe płótno do portu w Ustce, by stamtąd rozpocząć dalszą, morską już podróż w świat.
I wtedy to w ich głowach zrodziła się ta myśl. A gdyby tak napaść na tabor wiozący tyle dobra, zabić ludzi, a towar zabrać? Ta myśl nie dawała im spokoju, krążyli konno po okolicy czekając na okazję. Byli daleko od rodzinnej wioski, nikt ich tu nie znał, a akurat na dukcie w stronę Sławna pojawiły się dwa wozy kupców wyładowane towarem, a prowadzone tylko przez właścicieli towaru. Borhard podjechał bliżej do taboru, wyciągnął miecz i będąc jakby w amoku pozabijał kupców. Ciała ukryli w krzakach, a wozy zawrócili z drogi do Sławna i skierowali w stronę Ustki. W lesie poczekali do zmroku, by nikt nie widział jadących do Zimowiska wozów. Nocą dojechali do Zimowiska, a łupy ukryli w zabudowaniach młyna.
Historia powtarzała się wielokrotnie. Nie pomagały patrole straży wysyłane ze Sławna, nie pomagała dodatkowa asysta straży przy konwoju wiozącym towary. Dwaj młodzi i silni rabusie z Zimowiska radzili sobie z ochroną, a gdy uznali, że jest zbyt niebezpiecznie przejeżdżali konno obok taboru, a nikt nie śmiał spytać rycerza po co jedzie do Sławna.
Zaniepokojeni rajcy Sławna postanowili użyć fortelu, by złapać zbójów. Wysłali na trakt transport – pułapkę. Codziennie ze Sławna w kierunku Słupska wyjeżdżał tabor składający się z dwóch wozów przykrytych płótnem zaprzężonych w woły, prowadzone przez dwóch strażników przebranych za kupców. Pod kapturami żelazne hełmy, pod płaszczami kolczuga. Na wozach ukryci strażnicy. Transport – pułapka wyjeżdżał ze Sławna codziennie, dojeżdżał do Sycewic i przez Pieszcz wracał do Sławna.
Trwało to wiele dni, aż pewnego dnia tabor został zaatakowany przez Winterfelda i jego kompana. Miecz zazgrzytał na ukrytym pod kapturem hełmie strażnika. Zaskoczony Winterfeldt dał się pojmać strażnikom, którzy wyskoczyli z wozu. Kompan Winterfelda – młynarczyk Gerard postanowił uciekać, dosięgła go jednak strzała wystrzelona z kuszy przez strażnika. Pojmani zbóje zostali przewiezieni do Sławna, poddani torturom w katowni. Przyznali się kim są i ilu kupców zabili. Ranny młynarczyk poddany torturom nie wytrzymał zadanych mu cierpień i zmarł w sławieńskim więzieniu.
Borhard Winterfeld został skazany na śmierć przez ścięcie głowy. Wyrok wykonano w Sławnie pod bramą słupską w 1485 roku, a świadkami ścięcia rycerza rozbójnika byli mieszczanie Sławna , Słupska i okolicznych miejscowości.
O zaistniałym incydencie dowiedział się książę Bogusław X. Rozsierdzony faktem, że ludzie niższego stanu (mieszczanie) wykonali wyrok na rycerzu – książę nałożył na Sławno karę odbycia pielgrzymki do Rzymu, na świętą górę Słowińców i Kaszubów – Rowokół, oraz nakazał coroczne odprawianie mszy za duszę rycerza Borharda Winterfelda.
Rodzinie Winterfeld, jako, że jej członek przyniósł hańbę stanowi rycerskiemu, bo zamiast bronić chłopów i mieszczan napadał na nich, nakazał wybudować w miejscu, gdzie w Zimowisku stał drewniany kościół wyświęcony w 1356 roku przez biskupa Jana z Kamienia Pomorskiego, kościół z cegły na kamiennym fundamencie. Nakazał też spalić młyn wraz z zabudowaniami, gdzie rabusie ukrywali łupy.
Koło młyńskie zaś kazał książę wstawić w mur wieży – dzwonnicy kościoła na wieczną pamiątkę haniebnych czynów rycerza Borharda Winterfelda i młynarczyka Gerarda.
Tak więc i kościół i wmurowany kamień młyński możemy oglądać w Zimowiskach po dziś dzień.
Anastazjusz Tybuszewski