TAJEMNICA JEZIORKA DUCHÓW ZWANYM SEEKENMOOR
Według wierzeń tubylczej ludności w jeziorku o niemieckiej nazwie Seekenmoor co w dowolnym tłumaczeniu brzmi jezioro duchów mieszkały złe duchy. Wszyscy mordercy i złoczyńcy większego kalibru z okolicy Ustki odbywali tu karę, czy pokutę, chociaż trudno nazwać pokutą topienie ludzi, którzy zjawili się tu w nieodpowiednim czasie, a zwłaszcza o nieodpowiedniej porze.
Złe duchy tu mieszkające miały za zadanie uśmiercić każdego, kto po północy zjawi się nad jeziorkiem Seekenmoor. I tak też robiły. Utopienie człowieka było zadaniem, które uwalniało od kary przebywania w mrocznych wodach jeziorka i zamieszkujące tu złe dusze jedna przez drugą chcąc się uwolnić z bajora wabiły, a później topiły nierozważnych, którzy zapuścili się tu o późnej nocnej porze.
Zła sława tego miejsca znana była okolicznym mieszkańcom od dawna. Niejeden spóźniony wędrowiec pukał do drzwi karczmy w Ustce z obłędem w oczach i włosem postawionym pionowo ze strachu. Jedni opowiadali o kozie, która gryząc, kopiąc i bodąc zapędzała ich do bagna, inni widzieli błędny ogień po drugiej stronie jeziorka, co powodowało, że wędrowiec myśląc, że dotarł do siedziby ludzkiej szedł do ognia i tonął w mrocznych wodach jeziorka duchów. Inni widzieli samego diabła, który zionąc siarką próbował zagonić ich do wody. Przygody z duchami dotyczyły głównie wędrowców i ludzi biednych, oględnie mówiąc plebsu, dlatego też dziedzic z Lędowa (niemiecka nazwa Lindow) nie zwracał na te bajania uwagi.
Pewnego razu załatwiając duży interes z jednym z armatorów z Ustki, którzy kupowali od niego zboże na eksport do Anglii zwyczajnie po męsku "zabradziażył" w karczmie. Woźnica przestępował z nogi na nogę, miętosił w rękach czapkę, nerwowo skubał wąsy, gdy na dworze zaczęło zmierzchać. Zaglądał do karczmy, poprawiał uprzęż przy powozie, skubał wąsy i znów zaglądał do karczmy dyskretnie obserwując, czy jego pan skończył już rozmowę z dużym udziałem wody rozmownej.
Jednak dziedzicowi się nie śpieszyło. Taki interes jak sprzedaż zboża zdarza się tylko raz w roku, więc gdzie się śpieszyć i do kogo? Małżonka i tak będzie mu robić wyrzuty, więc skoro ma od niej wysłuchiwać, to przynajmniej niech wie za co. W głowie szumiało mu mocno, na miękkich nogach wyszedł z karczmy. Woźnica pomógł mu wsiąść do powozu, sam szybko wskoczył za kozioł, podciął batem konie i jazda byle szybciej do domu.
Zbliżała się północ, ale liczył, że jeszcze zdążą przejechać koło jeziora duchów zwanego Seekenmoor. Podkute kopyta koni zadudniły złowieszczo na moście przez Słupię, gdy opuszczali Ustkę. Ciarki przeszły woźnicy po plecach, gdy pomyślał co go czeka. Przejazd drogą nad jeziorkiem duchów. Zaczął się modlić. Ciemno było choć oko wykol, ale konie znały drogę do domu, szły same. Johan stary woźnica pana z Lędowa zawiązał lejce na koźle naciągnął czapkę, bo jakby włosów na głowie zrobiło się więcej i ciągle się zsuwała. Złożył ręce i modlił się najżarliwiej jak umiał.
Jakoż i dojechali do Seekenmoor, bo słychać było kumkanie żab. Johan skupiony na modlitwie jakby tego nie słyszał. Wtem z modlitwy wyrwało go rżenie koni i plusk wody. Zerwał się na równe nogi i o mało nie upadł. Konie rżały i szarpały się zanurzone już po szyje w wodzie. Do powozu wdarła się woda. Spojrzał z przerażeniem na pana, który spał smacznie na tylnym siedzeniu. Przeskoczył przez kozioł do niego i zaczął szarpać. W końcu złapał pana za ubranie i nadludzkim wysiłkiem wyrzucił w kierunku brzegu. Wóz już tonął. Konie rżały przerażone, a ciężki wóz wciągał je swym ciężarem w głębinę. Zawołał nieśmiało - Boże ratuj i wyskoczył z tonącego wozu.
W wodzie ręka trafiła na coś twardego. Był to korzeń sosny rosnącej na brzegu. Podciągnął się za jego pomocą i jakoś wygramolił z bagna. Jego pan leżał na piaszczystym brzegu i coś mamrotał nie wiedząc co się stało. Na wodzie zaś po powozie i koniach zostały tylko rozchodzące się coraz dalej zanikające kółka. Po powierzchni jeziorka pływał bat...
Razem z panem, który nagle otrzeźwiał doszli do karczmy, z której niedawno wyjechali. Stary Żyd aż ręce załamał, gdy ich zobaczył.
I tak oto człowiek z wyższej klasy społecznej doświadczył kontaktu ze złymi duchami zamieszkującymi jezioro duchów Seekenmoor.
Od tej pory dziedzic z Lędowa przestał lekceważyć legendy i gminne opowieści. Wiernego sługę Johana nagrodził za uratowanie życia dając mu włókę ziemi.
Podobno przed złą mocą duchów chroni dziwna, rzadko występująca roślina zwana czarcim zielem, ale trudno je znaleźć, a poza tym lepiej nie ryzykować i nie zapuszczać się w te rejony po północy by nie spotkał nas zły los.
Anastazjusz Tybuszewski
Więcej legend mojego autorstwa
TAJEMNICA JEZIORKA DUCHÓW ZWANYM SEEKENMOOR została wyjaśniona?